Kajakowe przygody razy dwa
Data publikacji: 2018-10-23, Data modyfikacji: 2018-10-24
Kajakowe przygody razy dwa
I
Spływy kajakowe zawsze stanowią atrakcyjną formę uprawiania wodnej turystyki i obcowania z przyrodą. Że jest nieprzewidywalna przekonałem się w końcu lipca tego roku na Liswarcie – dopływie Warty. Rzeka to piękna i czysta, stosunkowo nieodległa (rejon Kłobucka). Odpowiednio wcześniej zarezerwowałem kajak, sprawdziłem prognozę pogody. W dniu wypłynięcia było upalnie, czyste niebo. Tymczasem, po zaledwie godzinie, znienacka nastąpiła ulewa, dosłownie oberwanie chmury. Nie pomogło schronienie pod liściastym drzewem. Wszystko zamokło: odzienie, komórka (która wysiadła), jedzenie. Totalna bezradność. Bez szans na powrót. Do tego stopniowe wychłodzenie organizmu. Lanie trwało około godziny. Byłoby żałośnie, gdyby nie pojawiło się słońce. Ciepło słonecznych promieni zrekompensowało tę dość nieprzyjemną przygodę. Dalej można było kontynuować spływ po uroczej Lizwarcie, rozkoszują się wodą, słońcem i widokami.
II
Wytrawnemu kajakarzowi nie powinna się zdarzyć poniższa wpadka. A jednak zdarzyła się. W końcu sierpnia postanowiłem skoczyć na dwa dni nad Nidę, w kieleckie. Zaklepałem kajak w agroturystyce w Chrobrzu (piękny pałac Wielopolskich). Spływ zacząłem od zabytkowego Pińczowa. Miałem informację, że na trasie nad rzeką będzie ośrodek wypoczynkowy, gdzie mogę odpocząć i coś zjeść. Gdy dopłynąłem znalazłem miejsce, by wcisnąć kajak w bezpieczną wnękę. Tak mi się wydawało. Toteż nie wyciągnąłem kajaka na brzeg. W ośrodku zjadłem pizzę i rychło wróciłem do rzeki. Trwało to 20 min. Szok! Kajaka nie ma. O dziwo zostało na trawie wiosło. Boże! Co dalej?! Przecież jestem odpowiedzialny za wypożyczony sprzęt i rzeczy w kajaku. Kotłują się myśli: kradzież, głupi kawał miejscowych chłopaków? Dzwonię wystraszony do właściciela kajaka. Mówię - „spotkało mnie nieszczęście”. On na to: „a pan cały?”. Ja - „zaginął kajak”. On- „niech pan na mnie zaczeka, przyjadę z kajakiem”. Po godzinie zajechał. Wsiedliśmy do kajaka z zamiarem odszukania zguby. Powiadomiona małżonka p. Tymka czuwała ileś kilometrów poniżej biegu rzeki, by ewentualnie zgubę przechwycić. Po kilku kilometrach wydałem radosny okrzyk - „jest!”. Stał na wodzie, zaczepiony o jakieś podwodne gałęzie. Happy end! Ale jak to możliwe, żeby kajak sobie samowolnie wypłynął? Doszliśmy do wniosku,że sprawcą była kilkucentymetrowa woda pod kajakiem. Przepływająca rzeka powoli „wyssała” go z wnęki. I stało się. Obie przygody zakończyły się szczęśliwie. Ale woda, przyroda są nieprzewidywalne. Pomimo to cóż znaczyłoby życie bez przygód? Te wydarzenia na trwale zostaną w mojej pamięci.
Jan M. Dyga
prezes Koła PTTK nr 15 „Śródmieście”
Pełna treść wiadomości na: gliwice.pttk.pl/strona-glowna/inne-informacje/2187-kajakowe-przygody-razy-dwa-2018
gliwice.pttk.pl, Źródło artykułu: gliwice.pttk.pl